SZWECJA

Skania – Naturalnie na motocyklu

Znam kilka morskich opowieści. W przesądy, ani morskie, ani lądowe raczej nie wierzę. Ale kiedy okazuje się, że kapitan promu, którym płynę z Gdyni ku szwedzkiej przygodzie, jest motocyklistą, a pod pokładem swojego morskiego królestwa zaparkował Ducati Diavel, nie mam wątpliwości, że jest to wróżba na udaną podróż. Przybijamy do Karlskrony i wyjeżdżam na szwedzkie drogi.  – Będziesz po nich płynąć – przypominam sobie słowa kapitana. Zakładam dodatkową warstwę ubrań i zaczynam motocyklowy rejs po Skanii – najbardziej na południe wysuniętym regionie Szwecji.

Spokojnie, bez pośpiechu, czyli po szwedzku

Pierwsze kilometry zaskakują – jako jedyna nie mieszczę się w limitach prędkości! Dla szwedzkich kierowców 40 km/h to nie 50 km/h, a 100 km/h nie upoważnia do jazdy 120 km. I wszyscy o tym pamiętają. Nie jestem kierowcą szalonym, ale tutaj tak się czuję. Biorę oddech, odpuszczam gaz i znajduję sobie miejsce wśród sunących pojazdów.  Zwalniam, chociaż z przyjemnością pędziłabym dalej – dobry asfalt i zakręty zapraszają do zabawy.  Jak oni to robią? Mają piękne drogi i dobre samochody, a zachowują rozsądek? Ten drogowy porządek sprawia, że czuję się tu bardzo bezpiecznie i mogę w pełni czerpać radość z podróży. Jedynie pojawiające się nieraz znaki ostrzegające przed zwierzętami przypominają, że matka natura jest ponad przepisami i trzeba się z nią liczyć.

Jeśli fascynują Ciebie takie wyprawy, masz pomysł na kolejną lub nie wiesz od czego zacząć zapraszam do kontaktu!
Chętnie zorganizuję podróż dla Ciebie lub grupy z którą jeździsz!

SPOTKANIA
/ POGADAN
KI →

Złote skarby i kamienny krąg

Kręte drogi prowadzą między sadami jabłkowymi, za drzewami przebija granat Bałtyku i białe piaski zatoki Hanöbukten. Zwalniam jeszcze bardziej, bo sielski krajobraz wymaga chwili uwagi. Wyprzedza mnie czerwone Ferrari. Oczywiście jedzie przepisowo.  Nie przestaję się dziwić. Zatrzymuję się w Kiviks Musteri – rodzinnej przetwórni jabłek. W malowniczej scenerii, czwarte pokolenie rodziny Akesson zamyka „owocowe złoto” Skanii w butelkach, słoikach, kartonach. Stąd, najpyszniejsze cydry, konfitury, soki jabłkowe, rozjeżdżają się po całym świecie. O tym wszystkim dowiaduję się w „Domu jabłka” –przedstawiającym historię słynnej jabłkowej rodziny i etapy produkcji jabłkowych smakołyków. Z orzeźwiającą lemoniadą kładę się na trawie pod młodą jabłonką. To jeden z 70 gatunków, rosnących w tutejszych sadach.   Ten moment to uczta dla wszystkich zmysłów. Pełen relaks. Pakuję na drogę jabłkowe „prosecco” (bezalkoholowe), kawałek jabłkowego placka. Biorę kolejną dolewkę kawy. W cenie 1 kawy można dolewać ją sobie bez końca. Odjeżdżając czuję znajomy, lekko wytrawny, szlachetny zapach. Tak może pachnieć tylko najlepszy Calvados! Jadę dalej i upajam się widokiem.  Małe porty, wioski rybackie, niskie domy i ogrody pełne kwiatów. Słońce coraz mocniej grzeje. Kolejny przystanek. Zostawiam Tracera za wydmą i drewnianą ścieżką dochodzę do piaszczystej plaży Sandhammaren.  Kolejny skarb Skanii ciągnie się kilometrami.   Nie ma tłumów, nie ma parawanów. Kilka rodzin rozproszonych po plaży korzysta z czerwcowego słońca.   20 kilometrów dalej zatrzymuję się w Kåseberga – urokliwym, małym porcie. Czuję lekkie zmęczenie – noc na promie, emocje podróży, trochę mnie usypiają. To jest ten moment, w którym moje „nie chce mi się”, negocjuje z „muszę wszystko zobaczyć”. Kamienny krąg Ales Stenar – jedną z największych atrakcji regionu bardzo chcę zobaczyć, więc… muszę dać radę. Ales Stenar zachwyca od pierwszego spojrzenia – na zielonej łące zawieszonej gdzieś między morzem, a niebem, stoi 59 głazów tworząc kształt łodzi. Tajemnicy tego miejsca do tej pory nie rozwiązali ani naukowcy, ani słynny komisarz Wallander – bohater serii kryminalnej, kręconej w pobliskim miasteczku Ystad. Dlatego każdy z nas ma szansę odkryć ten skrywany przez wieki sekret.  Ale kiedy to zrobicie, zostawcie go dla siebie. Aby nadal Ales Stenar było tak pięknie tajemnicze. Myślę o tym niezwykłym miejscu kilka godzin później, siedząc w kawiarni w Ystad.  Późnym popołudniem portowe miasteczko jest już trochę senne. Pomalowane na żywe kolory średniowieczne domy, ledwo wystają zza kwitnących róży i malw. Wracając do hotelu, słyszę dźwięk trąbki. To znak, że trębacz-obserwator z wieży kościoła Św. Marii czuwa. Średniowieczna tradycja przetrwała do dzisiaj, dając mieszkańcom Ystad poczucie bezpieczeństwa i spokojny sen. Ja też czuję się tu bezpieczna.

Malmö

Malowniczą drogą nr 9, miejscami niemal schodzącą do morza, dojeżdżam do Smygehuk – najbardziej na południe wysuniętego miejsca Szwecji.  Niewielka mżawka sprawia, że podróżnych chwilowo nie ma tu zbyt wielu. Jeżeli są, to ubrani w kalosze i sztormiaki – pogodzeni z tym, że nie zawsze świeci słońce. Ale są zadowoleni. Ja też powoli zaczynam się z tym godzić, a nawet zaczynam lubić tą szwedzką chimeryczność klimatu.  Kilku biegaczy rozpoczyna trening, dzieci ze szkółki żeglarskiej przygotowują się do wypłynięcia w morze. Czasem zatrzyma się jakiś samochód, ktoś wychodzi, robi zdjęcie i jedzie dalej.  A dla mnie jest coś niezwykłego w tym niewielkim punkcie na krańcu i zatrzymuję się tu na dłużej. Mały port, latarnia morska, galerie sztuki, restauracja. Na niewielkim wzgórzu stoi naturalnych rozmiarów rzeźba kobiety z rozwianymi włosami.  To Birgit Holmquist – babcia słynnej hollywoodzkiej aktorki Umy Thurman. Staję obok niej, patrzę w tym samym co ona kierunku i całym ciałem przyjmuję powiew wiatru. Wychodzi słońce. No polach golfowych położonych nad samym morzem pojawiają się gracze. Dojeżdżam do Osady Wikingów Foteviken. Wioskę zbudowano w miejscu, w którym w 1134 roku odbyła się wielka bitwa. Muzeum na świeżym powietrzu to pouczająca lekcja historii, w której każdy może uczestniczyć. Zamieniam motocyklowy strój na sukienkę z epoki. Wyglądam inaczej niż przed chwilą – bardzo kobieco. Idę za swoim przewodnikiem, który wprowadza mnie w życie wioski i jej mieszkańców. Zasłuchana w historie średniowiecznych wojowników, przenoszę się w inny świat. Blisko ludzi i blisko natury. Bez smartfonów, komputerów, pośpiechu. Mimo to, wioska tętni życiem. Spacerujemy między namiotami, zaglądamy do domów. Dla tymczasowych mieszkańców Foteviken czas się zatrzymał.  Ja muszę jechać dalej. W Malmö robię mały eksperyment – zmieniam perspektywę, z której będę przyglądać się Skanii,  lisko natury. Tłumaczy mi to wszystko Thomas – „opowiadacz” historii i legend. Słucham. Tak jak słuchają dorośli i dzieci. I wcale nie spieszy mi się aby wracać do rzeczywistości internetu, smartfonow, pośpiechu. Chociaż brakowałoby mi w tym świecie Tracera;)zamieniając motocykl na kajak morski.  Wypływam z przewodnikiem w morze. Most nad cieśniną Sund, łączący Szwecję i Danię, odbija światło popołudniowego słońca.  To najdłuższy na świecie most pomiędzy dwoma państwami: ze szwedzkiego Malmö, można wjechać wprost do duńskiej Kopenhagi. Zmieniam kierunek i płynę wprost na strzelistą sylwetkę „Turning Torso” – najwyższego drapacza chmur w Skandynawii.  Zaszczytne pierwsze miejsce zawdzięcza 190 metrom, a światową sławę 90 stopniowemu skrętowi od podstawy do ostatniej kondygnacji. Jesteśmy w Porcie Zachodnim i mam go niemal na wyciągniecie wiosła! Zagaduję wędkarzy, obserwuję ludzi siedzących w modnych restauracjach. I sama mam ochotę chwilę odpocząć w jakimś przyjemnym miejscu. Ale najpierw muszę wrócić na ląd. Na odpoczynek i relaks w Malmö najlepiej nadaje się… 100 letnia łaźnia Ribersborgs Kallbadhus. Wizyta w niej, to codzienny rytuał wielu mieszkańców Malmö. Przeszklone sauny wychodzą na otwarte morze. Widok wody uspakaja. Kiedy jest już bardzo gorąco, tak jak inni, w stroju Ewy wskakuję prosto do lodowatego Bałtyku! Motocykl, kajak, kąpiel w morzu, bliżej natury już być nie mogę. Podoba mi się. Dzień kończę wyciągniętym z kufra, lekko wstrząśniętym jabłkowym „prosecco” z Kiviks Musteri . Na zdrowie! Skål!  Za podróż, za przyczepność dróg Skanii.

Czarna katedra, koniec świata i Tracer w garażu

15 km jazdy motocyklem od Malmö leży Lund – niewielkie, ale pełne energii miasto uniwersyteckie. Mimo pochmurnego dnia jest tu bardzo kolorowo i chociaż rok studencki już się skończył, w mieście nadal króluje młodość. Kwitną kwiaty na przydomowych klombach, brukowanymi uliczkami przemykają rowery. W te najładniejsze zakątki Lund nie można wjechać motocyklem, ale to dobry pretekst, żeby z niego zejść i pospacerować po mieście. W międzyczasie koniecznie trzeba zrobić przerwę na „fika” – tak Szwedzi nazywają małą przyjemność, co w praktyce oznacza kawę, którą w Szwecji pije się przy każdej okazji. Kawiarnie, bary pełne młodych ludzi. „Nowe” i „stare” świetnie się tu dogadują.  Nowoczesna architektura z zabytkami, młody duch z tradycją. Tą międzypokoleniową przyjaźń najlepiej podziwiać w Kulturen – niezwykłym skansenie w środku miasta. Zebrano w nim domy z całej Szwecji, pokazując ich różnorodność w zależności od czasu, z którego pochodzą i przeznaczenia. Ścieżkami skansenu przechodzę z jednej epoki do drugiej – spaceruję między średniowieczem, a XX wiekiem. Raz jestem na salonach, raz w wiejskiej chacie. To szybki sposób na poznanie kultury różnych regionów Szwecji, bez obawy o zapłacenie mandatu za przekroczenie prędkości. Na koniec zostawiam sobie „czarną perłę” miasta, średniowieczną katedrę –najlepszy przykład stylu romańskiego w Skandynawii, uznaną za jeden z siedmiu cudów tego kraju. „Chłopcy z Lund” – dwie, 55 metrowe wieże czujnie spoglądają na miasto i jego mieszkańców. Zegar astronomiczny z 1420 roku przypomina o upływie czasu, ale i trwałości rzeczy wielkich i wyjątkowych. Wybija 15. Słychać muzykę, która na chwilę przerywa panującą we wnętrzu absolutną ciszę. Po kilku minutach wychodzę na gwarną ulicę.  I w drogę!  Na północ Skanii! Pogoda robi się coraz bardziej kapryśna, krajobraz coraz bardziej dramatyczny. Pasują do siebie idealnie. Wjeżdżam na półwysep Kullen. Kręta droga wspina się niemal na szczyt ogromnej skały, na której znajduje się Rezerwat Przyrody Kullaberg.  Poszarpane, klifowe wybrzeże i najwyżej w Szwecji położona latarnia morska. Niewielki budynek skrywa w sobie niezwykłą moc – największą soczewkę szwedzkiego wybrzeża. To miejsce szczególnie niebezpieczne. Przede mną Morze Bałtyckie spotyka się z Północnym, a zdradliwe prądy i skały od wieków są zagrożeniem dla żeglarzy. Deszcz, który lekko siąpił, zamienia się w ulewę. Biegiem wracam do starej latarni. Słucham deszczu, słucham niebywałych historii, oglądam archiwalne zdjęcia. W takich momentach kawa smakuje najlepiej, a cynamonowo kardamonowe ciastko kanelbullar to prawdziwa delicja.   I już wiem, że to jest moje miejsce w Skanii. Chociaż mapy mówią co innego, to według moich miar, właśnie tu jest najdalej, bo blisko końca świata. Na pewno tego skańskiego.

Po Kullaberg jeszcze mocniejsze uderzenie! W rytmie rock’n’ rolla i dźwięków motocyklowych silników. Deszcz nadal zacina, dlatego kiedy ciężka brama parterowego budynku podnosi się, trochę zaskoczona wjeżdżam motocyklem do środka i parkuję między stolikami. Nie jestem pierwsza!  Obok dwa Harley Davidsony. „Garaż” w Höganäs to raj dla każdego motocyklisty.   „Good Stuff for Good People” – tłumaczy mi właściciel. To miejsce dla tych, którzy wiedzą o co w tym motocyklowym życiu chodzi – są głodni, popsuł im się motocykl lub po prostu chcą pogadać z bratnią duszą. Przy barze, motocyklach, przed dalszą drogą. Duch Easy Ridera patrzy na mnie z góry. Nawet bardzo grzeczne dziewczynki w takim miejscu powinny pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa! Dlatego jak prawdziwa twardzielka zjadam gigantycznego hamburgera. Garage Bar w Höganäs to obowiązkowy przystanek dla wszystkich. Niegrzecznych, grzecznych, z rockandrollową i anielską duszą.

Z bram piekieł wjeżdżam w romantyczne ogrody Sofiero.  XIX wieczny zamek to letnia rezydencja ówczesnego króla Szwecji Oskara II i jego małżonki Zofii. Otaczają go ogrody, które uznane zostały za najpiękniejszy królewski park Europy i właśnie teraz – na przełomie maja i czerwca kwitną najokazalej.  Sekretne przejścia, ścieżki wśród kwiatów i zieleni prowadzące w nieznane. „Ogród przyjemności”, „Jar rododendronów”, „Ścieżka róż”, „Ogród zapachów królowej Ingrid” – stąpając po królewskich alejach, nawet w ciężkiej deszczówce i mokrych butach czuję się jak księżniczka. Na ostatnią noc zatrzymuję się w Helsingborgu.  Mam słabość do portowych miast i opowieści marynarzy. Panoramę portu położonego przy najwęższym przesmyku cieśniny Sund podziwiam spod wieży Kärnan. Z oddali słychać wielojęzyczny gwar restauracji na placu Stortorget u stóp dostojnego ratusza, wyraźnie widać światła promów przybijających do brzegu. Mam wrażenie, że każdy jest tu w jakiejś podróży. Ja też, chociaż zdaję sobie sprawę, że moja podróż po Skanii dobiega końca.

Życzenie na drzewie

– Chciałabym tu wrócić – życzenie zapisuję na małej kartce i przywiązuję do drzewa. Podobnych karteczek, rozwieszonych na kilku drzewach są tysiące. To rzeźba Yoko Ono – „Drzewo życzeń” w najbardziej niezwykłej w Szwecji galerii sztuki w pięknym, ogromnym lesie. Artyści z całego świata stworzyli niezwykłą przestrzeń, poruszającą wyobraźnię i dorosłych i dzieci. Wspinam się po kolorowych klockach, bujam na wielkiej huśtawce zawieszonej na drzewie, wygrzewam się w promieniach słońca…namalowanych między drzewami. Chodzę po lesie, szukając zaskoczeń.  Zanurzam się w naturze, zanurzam się w marzeniach. I wracam dopisać jeszcze jedno życzenie.  W Wanås przypominam sobie, że w marzeniach i życzeniach nie ma żadnych ograniczeń. Ostatnia szwedzka kawa, ciepła zupa przed dalszą drogą. Proste, świeże smaki. Magnetyczna natura ma tu niezwykle mocne przyciąganie.

AKTUALNOŚCI / CZYTAJ WSZYSTKIE →

Szlak zabytków techniki

W 2022 roku Polskie Zachwyty Motocyklowe wyruszą na Szlak Zabytków Techniki województwa śląskiego. To bez wątpienia najbardziej interesująca trasa turystyki industrialnej w Polsce.
|

Kobiety na 6 biegu

Miłe Panie - to wyjazd, który wspólnie Polskim Związkiem Motorowym oraz z Zespołem Kobiet PZM, przygotowałam z myślą o Was i tylko dla Was. Z szaloną radością, zapraszam do wspólnego spędzenia czasu.
|

Dlaczego to robię?

Najpierw była Chorwacja. Potem Afryka, Japonia, Australia. Dlaczego to robię? Dlaczego podróżuję na motocyklu
|

Anna Jackowska-Pluta / Kobieta na motocyklu
|
+48 604 755 666
wyprawa@aniajackowska.pl